« wróć...30 dni podróży na 30 lat SAN!
Z okazji 30-lecia Społecznej Akademii Nauk, trójka naszych studentów podjęła się niezwykłego wyzwania, które połączy ich pasję do podróży z miłością do przygód. W ramach inicjatywy „Od gór do morza” wyruszyli na pieszą wyprawę, która zapowiada się na jedno z najbardziej inspirujących wydarzeń tego roku!
Początek w Zakopanem: Nasza trójka rozpoczyna swoją wędrówkę wśród majestatycznych gór Tatr, stawiając pierwsze kroki w długiej drodze, która prowadzić ich będzie przez całą Polskę.
Zakończenie na Helu: Po przemierzeniu ponad 1000 kilometrów, zakończą swoją przygodę nad Bałtykiem, gdzie wspólnie podsumują wyniki i uczczą osiągnięte cele.
Podczas 30 dni intensywnej wędrówki, studenci będą codziennie pokonywać od 30 do 40 kilometrów, pokazując, że z odpowiednim nastawieniem można czerpać radość z wędrówki nawet w najtrudniejszych warunkach.
Relacja z wyprawy
Pociąg przybył do Zakopanego o 12:20, jednak w pełni ruszyć w drogę udało nam się dopiero o 14:00. Trasa prowadziła przez górskie tereny, więc wczoraj udało nam się przejść około 15 km, wspinając się na szczyt jednej z gór i znajdując się na wysokości ponad 500 metrów nad poziomem morza
Pod wieczór zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg i postanowiliśmy rozbić obóz w pobliżu wioski. Głęboko w nocy obudził nas dźwięk zbliżającego się pojazdu. Okazało się, że postawiliśmy namiot na ścieżce, po której jeżdżą quady do patrolowania prywatnego terenu, na którym się zatrzymaliśmy. Jednak kierowcy quadów, którzy okazali się właścicielami terenu, pozwolili nam przenocować na ich posesji
Poprzedniej nocy spaliśmy tylko 2,5 godziny, ponieważ długo przygotowywaliśmy się do podróży i wcześnie wyjechaliśmy. W pociągu również nie udało się odpocząć, więc po wszystkich wczorajszych przygodach spaliśmy długo i dopiero bliżej południa znów wyruszyliśmy w drogę
Obudziliśmy się później niż planowaliśmy, po zebraniu się wyruszyliśmy w drogę około 13:00
W drodze niespodziewanie dołączył do nas czwarty uczestnik wyprawy — czarny piesek, który podążał za nami przez pewien czas. Gdzieś w połowie trasy Vlada użądliła osa, ale udzieliliśmy mu niezbędnej pomocy i ruszyliśmy dalej. Pomimo wszystkich trudności nasze samopoczucie było na ogół dobre. Co prawda, u niektórych pojawiły się pęcherze na stopach, a od plecaków bolały ramiona.
Dzień był gorący, siły raz pojawiały się, raz znikały, więc szliśmy raz szybko, raz wolno. Łącznie w ciągu dnia udało nam się przejść około 17 km. Wieczorem znaleźliśmy miejsce na nocleg pośród pola. Zasypialiśmy z poczuciem satysfakcji i gotowością na nowe przygody.
Mimo że przeszliśmy tylko 18 kilometrów, dzień okazał się pełen wrażeń. Od samego rana otaczały nas piękne widoki: góry, lasy i rzeki.
Po drodze udało nam się połowić ryby, ponieważ przeprawiając się przez jedną z rzek, niespodziewanie zauważyliśmy stado małych okoni. Wędkę zrobiliśmy z materiałów znalezionych w terenie, jednak po pewnym czasie od rozpoczęcia łowienia mieliśmy już całkiem niezły połów. O zachodzie słońca dotarliśmy do miejsca noclegu, położonego na granicy ze Słowacją. Tam zjedliśmy kolację z zupy rybnej i poszliśmy odpocząć.
Wczoraj przebyliśmy 15 kilometrów, ale podróż okazała się trudna. Wład mocno obtarł nogę, bo nie rozchodził butów przed wyprawą. Dlatego musieliśmy często się zatrzymywać i robić długie przerwy. Na jednym z takich przystanków postanowiliśmy stworzyć dla Włada samodzielne buty, używając butelki, taśmy klejącej i znalezionej po drodze piankowej rurki. W tych butach Wład zdołał przejść około 10 kilometrów, co znacznie ułatwiło nasze podróżowanie.
Po drodze spotkaliśmy mężczyznę, który poprowadził nas do małego miasteczka, gdzie poznaliśmy miejscowych mieszkańców. Jedna z rodzin pozwoliła nam rozbić obóz na ich działce, bezpłatnie dostaliśmy wodę, napoili nas herbatą i naładowali nasze powerbanki. Następnego ranka zaproszono nas na kawę z ciastkami i o godzinie 10:00 wyruszyliśmy dalej.
Obudziliśmy się od szczekania psa, który był na działce, gdzie nocowaliśmy. Właścicielka tej działki, pracująca w miejscowej piekarni, przyniosła nam pączki i placki z serem. Ledwo zaczęliśmy się zbierać, kiedy zaczęło mocno padać. Musieliśmy schować się w namiocie i tam zjeść śniadanie, jednak deszcz nie ustawał. Padało cały dzień.
Gospodarze zaproponowali, że podwiozą nas do sąsiedniej wsi, z radością się zgodziliśmy. Dojechaliśmy do następnej wioski, gdzie kontynuowaliśmy naszą wędrówkę pieszo, ale deszcz nie ustawał. Na szczęście udało nam się złapać autostop, a kierowca przewiózł nas przez grzbiet górski, za którym znajdowało się małe miasteczko. Weszliśmy do sklepu, aby uzupełnić zapasy jedzenia i przypadkowo znaleźliśmy kościół z darmową toaletą i umywalką, gdzie mogliśmy się trochę odświeżyć i umyć.
Nasza droga zaprowadziła nas do najdłuższej wsi w Polsce – Zawoja. Tam poznaliśmy mężczyznę, który pozwolił nam rozbić obóz na jego działce. Szybko rozstawiliśmy namiot i zdążyliśmy schować się w nim, zanim zaczęła się nowa mocna ulewa. Tego dnia przeszliśmy około 30 kilometrów.
Poranek rozpoczął się od konieczności pozostania w jednym miejscu, aby wysuszyć mokre ubrania. Dopiero o 15:00 mogliśmy ruszyć dalej. Mimo to, udało nam się pokonać pieszo 12 kilometrów. Pomogli nam także życzliwi ludzie, którzy podwieźli nas samochodem około 15 kilometrów przez trudny górski odcinek.
Było około 21:00, kiedy zaczęliśmy szukać odpowiedniego miejsca na nocleg. Liczyliśmy na to, że rozbijemy obóz na jednej z prywatnych działek, jednak miejscowi ostrzegli nas, że nocą setki dzików przebiegają z pola na pole i istnieje ryzyko, że mogą zadeptać nasz obóz. Postanowiliśmy przejść jeszcze trochę i w końcu dotarliśmy do darmowego kempingu. Kemping znajdował się praktycznie na szczycie góry, na wysokości około kilometra nad poziomem morza.
Po krótkim śnie wyruszyliśmy w drogę, przechodząc pieszo około 10 kilometrów. W tym czasie nagraliśmy wideo w celu zebrania funduszy na wsparcie Ukrainy. Po nagraniu zaczęliśmy łapać autostop i wkrótce dojechaliśmy do miasta Żywiec. Wieczorem, gdy próbowaliśmy złapać autostop do Bielsko-Białej, zaczęły się problemy.
Zatrzymaliśmy się na przydrożnym parkingu i po chwili zatrzymał się samochód, z którego wysiedli chłopcy i zaproponowali nam pomoc, a następnie zawieźli nas do Bielsko-Białej. Tam kontynuowaliśmy drogę pieszo, szukając miejsca na obozowisko. Po drodze spotkaliśmy mężczyznę na rowerze, który zaproponował nam nocleg na swojej działce. Z radością przyjęliśmy jego propozycję. Poczęstował nas herbatą i kanapkami, a także pozwolił naładować powerbanki.
Obudziliśmy się w mieście Bielsko-Biała. Ludzie, którzy nas przyjęli na swojej działce, nakarmili nas smacznym śniadaniem. Miło porozmawialiśmy, a potem nasi nowi znajomi zaproponowali, że podwiozą nas samochodem do centrum miasta. Tam odebraliśmy paczkę z flagą SAN!
Po otrzymaniu flagi zrobiliśmy kilka zdjęć na tle ulic miasta. Potem, bliżej wieczora, postanowiliśmy kontynuować naszą podróż. Szliśmy w nocy, ponieważ w ciągu dnia było bardzo gorąco. O 4:30 rano byliśmy bardzo zmęczeni i zatrzymaliśmy się na nocleg gdzieś na polu wśród prywatnych działek. W ciągu nocy udało nam się przejść ponad 15 kilometrów.
Dzisiaj obudziliśmy się na okrzyk "Dzień dobry!" skierowany w stronę naszego namiotu. To był właściciel działki, na której nocowaliśmy. Musieliśmy się pakować w deszczu po zaledwie trzech godzinach snu. Namiot był mokry, my również byliśmy przemoknięci, ale nie mieliśmy innego wyboru, jak tylko iść i szukać miejsca, gdzie moglibyśmy się wysuszyć i coś zjeść.
Takim miejscem okazał się most. Znaleźliśmy pod nim schronienie i spędziliśmy tam połowę dnia, czekając na koniec deszczu. Po jego zakończeniu ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się w stronę Katowic. Czasu było mało, więc postanowiliśmy spróbować złapać okazję. Uśmiechnęło się do nas szczęście i zatrzymały się dwie dziewczyny. Po drodze poradziły nam, abyśmy skorzystali ze specjalnej mapy, na której zaznaczone są miejsca do rozbicia namiotu. Wybraliśmy miejsce w mieście Tychy, które znajduje się 10 kilometrów od Katowic.
Gdy dotarliśmy do Tych, weszliśmy do lasu. Tam przygotowaliśmy jedzenie i kompot z owoców i jagód, które zebraliśmy po drodze. Potem postawiliśmy sobie za cel porządnie się wyspać, po raz pierwszy od kilku dni.
Obudziliśmy się w lesie po 12 godzinach snu. Po śniadaniu, z przyjemnością ruszyliśmy w drogę. Nastrój był świetny, ponieważ czekał nas dzień, w którym mieliśmy dotrzeć do Katowic.
Wyruszyliśmy i po przejściu pewnego dystansu postanowiliśmy spróbować złapać autostop. Jednak nikt się nie zatrzymał. Kontynuowaliśmy marsz pieszo. Po przejściu kolejnych 5 kilometrów ponownie spróbowaliśmy autostopu. Tym razem zatrzymała się dziewczyna, która podwiozła nas prosto do Katowic. Tego dnia pokonaliśmy około 40 kilometrów.
Nieco później weszliśmy do kawiarni, która już się zamykała, i wyjaśniliśmy sytuację. Pozwolono nam zostać na 15 minut, aby podładować telefony. Następnie wyszliśmy z kawiarni i kontynuowaliśmy poszukiwanie miejsca, gdzie moglibyśmy przeczekać noc. Dotarliśmy na dworzec i znaleźliśmy kawiarnię, która była otwarta całą dobę. Tam mogliśmy trochę naładować nasze urządzenia.
Nasza podróż z Katowic do Wrocławia okazała się trudniejsza, niż się spodziewaliśmy: dość często musieliśmy zatrzymywać się na stacjach benzynowych, wchodzić do kawiarni i centrów handlowych, aby naładować nasze urządzenia.
W ciągu tych dni napotkaliśmy różne trudności. Jednak po dotarciu do Wrocławia miasto zachwyciło nas zabytkowymi budynkami, urokliwymi uliczkami i malowniczymi widokami. Pomimo problemów z ładowaniem urządzeń, cieszyliśmy się spacerami i staraliśmy się uchwycić cały jego urok.
Oto i Jelenia Góra! Miasto, które okazało się być wyjątkowo przytulne, ciche i pełne spokoju.
Zachwycająca architektura, serdeczni ludzie i urocze uliczki, które skrywają w sobie wiele tajemnic. Spotkaliśmy tu wielu Niemców i odkryliśmy mnóstwo niemieckich sklepów, co dodało miastu jeszcze więcej uroku. Choć spędziliśmy tutaj tylko jeden dzień, Jelenia Góra na długo zostanie w naszych sercach. Chcielibyśmy zostać dłużej, ale przed nami kolejne przygody.
Zielona Góra to miasto z duszą, które zaskakuje na każdym kroku. Mimo że nasza pierwsza wizyta odbyła się późnym wieczorem, udało nam się poczuć jego niepowtarzalny klimat.
Urok zabytkowych kościołów i kamienic, połączony z ciepłem i otwartością mieszkańców, sprawia, że miasto ma w sobie coś wyjątkowego. Co więcej, Zielona Góra jest znana ze swojej dużej winnicy, co nadaje miejscu szczególny charakter. To miejsce ma wiele do zaoferowania, a każda chwila spędzona tutaj była dla nas niezwykłym doświadczeniem.
Dotarliśmy do Szczecina bardzo szybko, ponieważ według prognozy pogody miały nadciągnąć deszcze, które miały trwać cały tydzień. Chcieliśmy zdążyć przed nimi i udało nam się to.
Po przyjeździe do Szczecina byliśmy zachwyceni skalą miasta, a zwłaszcza pięknymi ulicami z zabytkową architekturą.
Dotarliśmy do Gdyni!
Mimo że w porównaniu do innych miejsc, które odwiedziliśmy w trakcie tej podróży, Gdynia wydaje się najbardziej skromna, to i tak wrażenia były niesamowite. Jesteśmy już blisko końca naszej podróży. Tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy morze!
Hel. Gdy dotarliśmy do tego miasta, ogarnęły nas mieszane uczucia, ponieważ był to kres naszej podróży. Z jednej strony cieszyliśmy się na myśl o powrocie do domu, spotkaniu z bliskimi i ukochanymi osobami, ale z drugiej strony czuliśmy pewien niedosyt. Pragnęliśmy, aby ta podróż trwała jeszcze dłużej. W takich wędrówkach człowiek czuje się wolny od wszelkich trosk, zanurzony w pięknie otaczającego świata, w rozmowach z ludźmi, a dzięki ciągłemu ruchowi to doświadczenie nie traci na świeżości.
Ta podróż dała nam wiele cennych lekcji i nauczyła nas nowych umiejętności. Zrozumieliśmy, jak ważna jest pomoc potrzebującym i że wszyscy ludzie są sobie równi. Uświadomiliśmy sobie, że problemy, z którymi borykamy się na co dzień, są jedynie drobnostkami w obliczu ogromu świata, który nas otacza. Trzeba czerpać radość z życia i spędzać je w sposób, który pozostawi po sobie trwały ślad.