« wróć...Jarosław Ściborek – student Psychologii Społecznej Akademii Nauk w Łodzi – wyruszył w podróż, by pomóc Adasiowi i Kubusiowi!
5 czerwca o godzinie 7:00 rano rozpoczął się marsz charytatywny pod hasłem „Pieszo przez Bałtyk – o życie Adasia i Kubusia”. Za tą inicjatywą stoi Jarosław Ściborek – student kierunku Psychologia Społecznej Akademii Nauk w Łodzi.
Celem wyprawy jest pokonanie 600-kilometrowej trasy wzdłuż polskiego wybrzeża — od granicy rosyjskiej w miejscowości Piaski, przez Półwysep Helski, aż po Świnoujście przy granicy niemieckiej.
To nie tylko wyzwanie fizyczne, ale przede wszystkim działanie na rzecz ratowania życia dwóch chłopców — Adasia i Kubusia, którzy potrzebują kosztownego leczenia. Marsz ma charakter charytatywny, ale jest to także sportowe wyzwanie na skalę ogólnopolską – Jarosław walczy o ustanowienie Rekordu Polski w kategorii „Najszybsze przejście pieszo Polski wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego”.
Szczegóły oraz możliwość wsparcia akcji:
https://www.siepomaga.pl/pieszo-przez-baltyk-dla-adasia-i-kubusia
https://biurorekordow.pl/event/pieszo-wzdluz-morza-baltyckiego-marsz-po-rekord-polski/
Jesteśmy dumni, że w środowisku Społecznej Akademii Nauk promowane są takie wartości jak solidarność, empatia i zaangażowanie społeczne. Trzymamy kciuki za uczestników wyprawy i zachęcamy wszystkich do wsparcia tej szczytnej inicjatywy!
Relacja z wyprawy-
Dzień 1: Piaski – Krynica Morska – Przekop – Stegna – Wyspa Sobieszewska – prom – Gdańsk | 73 km
Wystartowałem o 7:30 w deszczu, który towarzyszył mi przez pierwsze 3 godziny. Mimo pogody — świetne samopoczucie. Trasa prowadziła przez długie odcinki leśne. W sumie spędziłem 13,5 godziny w drodze. Pierwszy dzień zaliczam do bardzo udanych.
Dzień 2
Dzień 2: Gdańsk – Sopot – Gdynia – Władysławowo | 73 km
Trójmiasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie — piękna okolica, życzliwość ludzi i pierwsze wpłaty na zbiórkę. Niestety deszcz wrócił na dalszych odcinkach przez lasy i małe miejscowości. Wytrwale dotarłem do celu, a pozytywna energia nie opuszczała mnie mimo trudnych warunków.
Dzień 3
Dzień 3: Władysławowo – Hel – Władysławowo – Chłapowo | 78 km
Trasa na Hel i z powrotem okazała się dużo trudniejsza niż wyglądała na mapie. Deszcz i wymagający odcinek leśny z licznymi wzniesieniami dały się we znaki. Był to najbardziej męczący dzień dotychczas. Po 14 godzinach marszu dotarłem do noclegu już po zmroku, ale warto było zobaczyć symboliczny początek Polski.
Dzień 4
Dzień 4: Chłapowo – Jastrzębia Góra – Łeba | 63 km
Czwarty dzień i... czwarta ulewa. Część trasy pokonałem plażą. Mimo mniejszego dystansu (12h marszu) był to dzień regeneracyjny. Spotkanie ze starszą panią, która pochodzi z moich stron, przypomniało, jak mały jest świat. Samopoczucie bardzo dobre, półmetek osiągnięty.
Dzień 5
Dzień 5: Łeba – Rowy – Ustka | 53 km
Wreszcie bez deszczu! Niestety — 35 km plażą pod silny wiatr (43 km/h) mocno mnie wyczerpało. Dalsza część trasy przez lasy. Pomimo trudnych warunków fizycznych, utrzymałem wysoką motywację. Ustka przywitała mnie spokojnie, a ja — wciąż z uśmiechem.
Dzień 6
Dzień 6: Ustka – Jarosławiec – Darłowo – Łazy – Mielno | 77 km
Trasa dnia 6 prowadziła przez poligony wojskowe, które niestety trzeba było omijać, bardzo chciałem zobaczyć miasto z moim imieniem w nazwie mianowicie Jarosławiec, który urzekł mnie swoją okolicą aczkolwiek jest to bardzo małe miasto i żałowałem że bardzo szybko się okazało że już je mijam. Energia do połowy dnia była bardzo dobra lecz po południu popadał deszcz, lekko pogubiłem drogę. W takich momentach słucham swojego organizmu i zjadłem burgera na mieście w Darłowie, a także wypiłem mrożoną kawę, która podziała na mnie niesamowicie i pozwoliła resztę trasy pobiec truchtem do Mielna, aby zdążyć przed zmrokiem. Po tym dniu już czułem zmęczenie całą trasą i lekkie opuchlizny na kostkach. Dbałem o regenerację i wierzyłem jak każdego dnia, że rano wszystko będzie w porządku i dam radę robić kolejne kroki. Zostało około 140km trasy!
Dzień 7
Dzień 7: Mielno – Ustronie Morskie – Kołobrzeg – Rewal – Trzęsacz | 81,5 km (rekordowy dystans)
Poprzeczka siódmego dnia była zawieszona wysoko, ponieważ był to dzień z największą ilością kilometrów do przejścia a za sobą miałem już 6 dni w nogach. Trudy tej trasy czułem już z samego rana w drodze do Ustronia. To był dzień, w którym czułem już ból w nodze i musiałem posłużyć się tabletką przeciwbólową. Energii dodało mi Bubble Tea, które otrzymałem od Pana z woj. Łódzkiego w Kołobrzegu. Dziękuję za ten miły gest i dobre słowa wsparcia. Po 60km organizm niestety dawał o sobie znać że jest bardzo zmęczony. Ostatnie 20km to była mentalna walka o przetrwanie i mimo, że organizm się poddawał to głowa cały czas była skupiona na celu. Jestem bardzo wdzięczny 76 letniemu właścicielowi noclegu w Trzęsaczu, który poczekał na mnie prawie do 1:30 w nocy i poczęstował ciepłą zupą ponieważ nie wierzył że robię takie wyzwanie i nie mógł przez to zasnąć.
Rekordowe 81,5km stało się faktem. Do granicy zostało 60km ale godzina bardzo późna i mało czasu na regenerację.
Dzień 8
Dzień 8: Trzęsacz – Dziwnów – Międzyzdroje – Świnoujście | 63 km
Po położeniu się spać o 2:45 trzeba było wstać mniej zregenerowanym i wyruszyć od godz 10. Ale w głowie miałem to że to już ostatnia prosta i że ciało za tym pójdzie. Już od początku dnia czułem dobrą energię i nie myliłem się. Z samego rana dostałem kilka ciepłych słów wsparcia od Pana z noclegu w Trzęsaczu. Już po 2km spotkałem wycieczkę z przewodnikiem, która bardzo chętnie zrobiła sobie ze mną zdjęcie i wsparła cel zbiórki. Ależ to mi dało pozytywnej energii. Po godzinie trasy ostatniego dnia dołączył do mnie brat który szedł ze mną i zgodził się nieść mój plecak. Czasu aby skończyć przed zmrokiem nie było dużo a kilometrów nadal sporo.
Trasa do Międzyzdrojów w głównej mierze leśna ale bardzo niebezpieczna ponieważ przez 10 km nie było chodnika a samochody pędziły z prędkością ok 80-100km/h. Na dużym już zmęczeniu ale przetrwaliśmy te trasę. Zostało 17km do mety. Była już godzina 18 i tu zaczęły się dopiero poważne problemy. Żeby dojść przed zmrokiem musiałem zdążyć na prom w Świnoujściu o godz. 21. Postanowiłem rozdzielić się z bratem i ruszyć biegiem następne 12 km trasy w pogoni za promem. Trasa okazała się bardzo trudna w lesie i pomimo biegu dotarłem na odjazd promu o 22:20. Gdybym nie podjął tej decyzji o ukończeniu rekordu tego dnia nie mogło być mowy. Brat zdążył dojechać autem z całym moim plecakiem również w ostatniej chwili na prom. Było już późno ale do mety zostały ostatnie 3 km. Byliśmy tak zmęczeni z bratem, że nie zauważyliśmy momentu dopłynięcia promu do brzegu i za 2 minuty wrócilibyśmy z powrotem na drugą stronę, z której wypływaliśmy. Szczęście nam jednak dzisiaj sprzyjało i czuliśmy to obaj. Udało nam się skontaktować z miejscową osobą która mogła być świadkiem pobicia rekordu i po przejściu 3km dokładnie o 23:20 wbiegliśmy na metę przejścia granicznego w Świnoujściu. Cały ciężar, napięcie zszedł i pojawiła się niesamowita radość i duma.
Podsumowanie trasy
Mój czas to 7dni 15h 50 minut, łącznie 563km i ponad 110h wysiłku na trasie, rekord Polski (jeszcze do weryfikacji) pobity o 20,5h, ponad 9 tysięcy złotych zebrane na cel charytatywny, dużo przeróżnych emocji na trasie od trudnych po te dobre i bardzo dobre. Dla mnie to niesamowita przygoda, duma z dokonania czegoś wielkiego, spełnienie swojego marzenia ale przede wszystkim wspomnienie na całe życie i dzielenie się swoją miłością i pasją do sportu.